Start!

Jest nas trzynaścioro. Troje Niemców (w tym moja wspóllokatorka), pięć Polek, dwie Finki, dwóch Włochów i Azjatka.

Już myślę w miksie językowym, trochę angielski, trochę niemiecki, sporo tego. Ważne, że wszyscy jesteśmy tak internacjonalni, że rozumiemy wtręty ze swoich języków. Zapomniałam, jak jest "biblioteka" po angielsku, powiedziałam po polsku, każdy skojarzył.

Potoczyłam fajną rozmowę o wegetarianizmie i weganizmie z jednym Niemcem, którą skwitował: miło się rozmawia o tym z kimś, kto nosi skórzane sandały. Hm, skucha? Nie jest mi wstyd. Sam fakt, że pomyślałam o tym, że powinnam się wstydzić, jest znaczący.

Źle nas podzielili, uważam. W jednej grupie są osoby znające języki słowiańskie, germańskie, ugrofiński, romański. Ja pozwalam sobie na krótką konwersację z nauczycielką (nie mówi po angielsku), a dziewczyny z Finlandii nie potrafią wymówić "cz". Ktoś powinien im poświęcić więcej czasu, a tak nauczycielka żyje w przekonaniu, że skoro my potrafimy, to już wszyscy na pewno też.

Dużo tu rowerów i rowerzystów. Konrad z Lipska twierdzi, że właśnie bardzo mało. Tatjana z Dusseldorfu jeździ na uczelnię codziennie 50km, zajmuje jej to pociągiem 20 minut.

Nie jestem wdzięczną Polką na obczyźnie, nie mówię nic o Polsce dobrego. Bardzo złego też nie, ale łatwo zauważyć, że nie pałam wielką miłością do naszej tradycji i obyczajowości.

Chaotyczne będą te wpisy, czasu nie tak wiele, obserwacje staram się łapać w locie.

2 comments:

kuba said...

co do mowienia 'zagraniczniakom' o polsce: jak cos jest nie tak to mowie o tym, ale bez zbednej przesady; tak samo jak jest dobrze, to bez fanatyzmu. mimo wszystko trzeba swoje pielegnowac ;-).

k. said...

Jakie "swoje"? Ja tu nie czuję "swojego". Po dwóch dniach zdałam sobie sprawę, że nawet myślę po angielsku...

Post a Comment