Mieszkanie po czesku - level hard

Kiedyś przychodzi ten dzień, kiedy opuszcza się progi złodziejskiego akademika (w Brnie za pokój dwuosobowy życzono sobie 3600 koron + 50 koron za komputer w pokoju + 130 koron za internet + 30 koron za każde pranie - łącznie wychodziło ok. 4000 koron za wątpliwej przyjemności przygodę ze współlokatorką i jedną kuchnią na piętrze). Dla porównania w Ostrawie koszt wynajmu dwuosobowego pokoju wynosił 1600 koron.
Znalazłam tani pokoik na końcu świata. Pierwsze zaskoczenie: właścicielka pojawia się, by podpisać umowę, wręczam kaucję, umowę spisujemy, czytamy, dyskutujemy poszczególne punkty i okazuje się, że będzie odprowadzać za mnie podatek. Jupi, pierwszy raz w ciągu 7 lat tułaczki po różnych miejscach. 
Drugie zaskoczenie: do mojego wysokiego bloku prowadzi troje drzwi. Jedne od piwnicy, dwoje od frontu. Sęk w tym, że domofon otwiera tylko jedne z tej trójki - i to właśnie te, którymi dostać do środka się nie da. Gość musi poczekać w przedsionku ze skrzynkami na listy aż ktoś zejdzie i otworzy mu drzwi na dole. Poczta, pizza, zakupy na telefon, cokolwiek i ktokolwiek - ma-sa-kra. Mieszkam na 11. piętrze, winda dojeżdża do 10., więc wycieczka za gościem trwa niezłą chwilę.

A, właśnie - skrzynki na listy. Kiedy zakładałam konto w banku, kurier przybiegł do mnie na górę (po wielu perypetiach). Na szczęście był tak miły, że wspomniał, że jeśli nie nakleję swojego nazwiska na skrzynkę pocztową, to karta do mojego konta nie przyjdzie, bo listonosz nie wrzuci koperty tylko na podstawie numeru mieszkania. 
Z nazwiskami wiąże się kolejna sprawa: domofony. Przyciski nie występują w kolejności mieszkań, tylko losowo. Żeby wiedzieć, dokąd zadzwonić, trzeba znać nazwisko na domofonie - u nas jest to właściciel, ale widziałam już nazwiska wszystkich lokatorów łamane kreską. Kiedy skarżyłam się na to znajomemu, twierdząc, że u nas jest prościej: numer wystarczy, żeby się zorientować do kogo i gdzie, stwierdził, że czeski system jest dużo lepszy, bo nie pozwala złodziejowi się zorientować, które mieszkanie zajmuje jego obiekt.
Nie przekonał mnie. Samo to, że nazwisko daje sporo informacji o osobie. Nasze skrzynki pocztowe wyglądają jak odbicie sytuacji społecznej dzielnicy: nazwiska rodzinne (Novakovi), nazwiska singli (Novak), nazwiska czworga współlokatorów - jak u mnie. Zupełnie niechcący dowiedziałam się, że ten inżynier z 10. piętra (bo nawet tytuł miał na wizytówce!) rozstał się ze swoją dziewczyną, gdy piękną graficzną wizytówkę zastąpił pasek taśmy klejącej z ręcznie napisanym pojedynczym już nazwiskiem. A ja po prostu mijam czasem jego drzwi...

Ostatnia ciekawostka - nigdy w Polsce nie widziałam w akcji materiału zwanego umakartem. Jest to tworzywo sztuczne w kolorze ciemnego drzewa, z którego masowo robiono w Czechach łazienki i toalety. Efekt piorunujący, wrażenie wchodzenia do szafy na siku gratis. Poglądowe fotki wrzucam z internetu - nasza na szczęście wygląda czyściej :-)


źródła: blesk.cz, svet-bydleni.cz

3 comments:

miasto-masa-maszyna said...

@domofon
W Niemczech jest jeszcze lepiej - nie tylko na domofonach są nazwiska (i najczęściej w kolejności mieszkań, ale z tym bywa różnie) to jeszcze w ogóle nie ma czegoś takiego jak numery mieszkań :-) Jak chcesz komuś podać dokładny adres, żeby np. wiedział że szukać w oficynie a nie od ulicy, to podaje się magicznymi skrótami typu HH 2OG (Hinterhaus 2 piętro). A domofon to jest zrobiony tak, że na stałe połączone wszystko ze wszystkim - jak ktoś przychodzi do sąsiada, to ja słyszę ich rozmowę w słuchawce i to nawet jak jest odłożona.

@umakart
Uojezusicku. Pamiętam to z hotelu w Pradze. Spooky ;-)

k. said...

Tego niemieckiego systemu ze skrótami pewnie już bym wcale nie pojęła. :-) U nas są numery, ale u kolegi w innej dzielnicy już nie - a każde piętro wygląda tak samo. Długo miałam rozkminkę, czy to już tu, czy nie.
Wydaje mi się, że umakart jako tworzywo zdechł gdzieś z komunizmem. Pech, że wieżowiec postawili w 1988. Teraz takie łazienki się zabudowuje normalnymi ścianami, ale przecież nie w mieszkaniu pod wynajem :)

miasto-masa-maszyna said...

Tego niemieckiego systemu ze skrótami pewnie już bym wcale nie pojęła. :-)

Ja musiałem, bo to był mój pierwszy task po przyjechaniu tutaj - znaleźć i wynająć mieszkanie. Konieczność czyni mistrza ;-)

Post a Comment