no title
Skończyłam wreszcie z tym długachnym wypadem do Polski - tydzień cały mi to zajęło, a i tak obarczyłam Bucza (Buczu! W tym miejscu o Tobie wspominam!) i moją siostrę papierkami do załatwienia. Grunt to owocna wizyta u promotora, obiecujący kierunek pracy wieńczącej studia i zadzierzgnięte znajomości na wrocławskiej bohemistyce.
Z wojakiem Szwejkiem przejechałam dziś przez granicę (konduktorka kazała mi zapłacić za bilet o wiele więcej niż ostatnio - muszę się jeszcze podszkolić w czeskim, zamiast 18 kC z Bohumina do Ostravy zapłaciłam 48.)
Znów mam etap przeszkadzających sobie języków - zmieszane produkują kwiatki jak ostatnio w Żabce pod blokiem, gdy zamyślona podeszłam do kasjera mówiąc: "dobry dzień". Dziś z kolei pewna byłam, że dziewczyny stojące niedaleko mnie na ostravskim przystanku mówią po polsku - tak brzmiała melodia języka, akcentowanie. Tymczasem słownictwo, gdy podeszłam bliżej, okazało się czeskie. Czy to moja "głuchota glottodydaktyczna" (istnieje taki termin!), czy one wychowały się na terenie sprzyjającym interferencji językowej?
Wednesday, October 07, 2009
|
Labels:
Erasmus
|
Archiwum
-
►
2018
(3)
- ► October 2018 (3)
-
►
2016
(6)
- ► April 2016 (3)
- ► March 2016 (3)
-
►
2015
(8)
- ► April 2015 (1)
- ► March 2015 (2)
- ► January 2015 (5)
-
►
2014
(4)
- ► December 2014 (4)
-
►
2013
(12)
- ► December 2013 (1)
- ► November 2013 (1)
- ► October 2013 (9)
-
►
2012
(4)
- ► April 2012 (2)
- ► March 2012 (1)
-
►
2011
(12)
- ► November 2011 (1)
- ► October 2011 (1)
- ► August 2011 (1)
- ► March 2011 (4)
- ► February 2011 (2)
-
►
2010
(18)
- ► October 2010 (3)
- ► August 2010 (2)
- ► April 2010 (3)
- ► March 2010 (1)
- ► January 2010 (1)
-
▼
2009
(49)
- ► December 2009 (5)
- ► November 2009 (2)
- ► September 2009 (4)
- ► August 2009 (23)
0 comments:
Post a Comment