Cukrowniczo
Informacje o cenach cukru w Polsce mnie zdumiewają.
Przed chwilą w Pennym widziałam kilogram za 17 kč czyli równowartość 2,5 zł. I tak nie kupuję, więc różnica dla mnie żadna. :)
Oto, co robi spekulacja i oto, jak działa granica państwa.
Thursday, March 24, 2011 | Labels: stamtąd | 0 Comments
A tak się czuję
gdy opowiadam o swoich doświadczeniach:
Ostravo Ostravo(Nohavica)
město mezi městy
hořké moje štěstí
Ostravo Ostravo
černá hvězdo nad hlavou
Friday, March 11, 2011 | | 0 Comments
Czasem nie jest
Dziś czuję się jak ofiara.
W trakcie krótkiej, 15-minutowej drogi na uczelnię, zostałam czterokrotnie zaczepiona o pieniądze, raz skończyło się wiązanką przekleństw za mną. Człowiek wychodzący z trolejbusu próbował podejść moją torebkę, która nie ma całościowego zamka, a tylko zaczep (więc zawsze mocno trzymam ją przy sobie), przeszedłszy bardzo blisko mnie chuchnął porządnie mi w nos. Całkiem z premedytacją. Cholera wie, czy chodziło o przestraszenie, o machnięcie ręką i puszczenie torebki czy przekazanie świńskiej grypy. W każdym razie sama nie oddycham nosem przez grypę, więc z poczuciem bycia ofiarą dojechałam do siebie.
Gdy czuję się jak ofiara, wszyscy czują mój strach, nie mam wątpliwości. Wyglądam jak łatwy cel, w dodatku zwykle uśmiechnięty - więc mogą mieć nadzieję na skłonienie mnie do podzielenia się pieniędzmi. Mnie wszystkie osoby podchodzące od razu stresują. Gdy jestem zaskoczona, gorzej rozumiem, co się do mnie mówi, muszę się zatrzymać, poprosić o powtórzenie. Innymi słowy - wpisuję się w ramy łatwej zdobyczy.
Gdy się nie bałam, nikt mnie nie zaczepiał. Przez lata samotnego chodzenia nocą po miastach nie próbowano się do mnie dostawiać w tak nachalny i nieprzyjemny sposób jak tu. I boję się, że będzie podobnie, skoro ten strach już się pojawił, skoro sama czuję się niepewnie.
Może poszukam jakichś zajęć z samoobrony na poprawienie pewności siebie. Widząc, ile w południe kręci się w centrum ludzi, z którymi nie mam ochoty się nigdy spotykać, od razu włączam ramę zagrożenia. Pod tym względem nie jest tu dobrze.
Wednesday, March 09, 2011 | Labels: stamtąd | 0 Comments
Przez granicę
Skuteczny przejazd przez granicę to nie lada sztuka. Przygraniczne miejscowości, oddzielone często kilkoma kilometrami, nie mają żadnego transportu łączącego dwa kraje. Bezpośredni przejazd, o ile nie jedziemy do Pardubic wrocławskim TLK, to najczęściej EuroCity, czyli nic na kieszeń studenta, a i przeciętnego zjadacza chleba. Istnieje, co ciekawe, kilka zaskakujących opcji przedostawania się tam i z powrotem, a wymienię je na przykładzie trójkąta, po którym najczęściej się poruszam: Ostrava - Wrocław - Katowice.
1. Dawno temu wspomniany czeski pociąg w Głuchołazach. Miejscowości, do której dojazd też nie zachwyca, ale przesiadka z Wrocławia w najlepszym wypadku jest jedna - w Nysie. Wsiadamy i w zależności od kierunku dojedziemy albo do Jesenika, albo do Ostrawy. Voila.
2. Osobowe relacje Bohumin-Wrocław, Bohumin-Kraków. Czemu Bohumin a nie Ostrava - nie wiem. 8 km różnicy robi różnicę, dodatkowa przesiadka na trasie. Wady - jadą raz dziennie o dziwnych godzinach. No dobrze, do Wrocławia o 8.40 nie jest tak źle.
Teraz hardkor:
3. Pociąg do Czeskiego Cieszyna, z polskiego bus do Katowic. Pozornie tylko brzmi akceptowalnie - minimum półgodzinny marsz między miastami, choć na szczęście po terenie zabudowanym. Czas podróży: 40 min + 30 min + 2h
4. Jeszcze ciekawsza opcja, jej sprawdzenie przede mną - autobus do tzw. Starego Bohumina, stacja końcowa przy moście granicznym, stamtąd kilometr na stację w Chałupkach i można jechać do dowolnego śląskiego miasta. Wady - podróż z Ostravy do Bohumina autobusem to 40 minut zamiast pociągowych 10. Podróż pociągiem zaś kończy się w centrum miasta, z którego do Chałupek jeszcze 5 km. Czas całej podróży rośnie i rośnie - do odległych o 90 km Katowic dojeżdża się w, bagatela, 3 godziny + przejście pomiędzy miejscowościami.
Przesiadki czyhają na podróżnego, z bagażem jest naprawdę wesoło. Pociągi uciekają, spóźniają się, psują, nie grzeją. Planowanie przypomina grę strategiczną: czy jechać tą opcją, która daje 5 minut na przesiadkę (a potem pociąg za 6 godzin), czy lepiej tą inną - a trasy się rozmijają, więc decyzja raz podjęta jest nieodwracalna.
Dziś okazało się, że czyha na podróżnego też internetowy rozkład jazdy - tam gdzie czeski widzi czas na przesiadkę, polski mówi, że od trzech minut pociąg, do którego powinnam się przesiąść, jedzie.
Bez 20-minutowego zapasu czasowego nigdzie się nie ruszam.
Friday, March 04, 2011 | Labels: podróże, stamtąd | 0 Comments
- My, emigranci
- Już po! Wybory samorządowe 3/3
- Na kogo głosować? Wybory samorządowe 2/3
- Wybory samorządowe 1/3
- Kącik melomana - Sto zvířat
- Rzecz o walutach
- Kanał!
- Studia w Czechach
- O innych konsekwencjach emigracji
- Tożsamość imigranta
- Dynamika emigracji
- O kulturze języka
- To neřeš!
- Sport a sprawa czeska
- Wykształcenie średnie? Super!
Archiwum
-
►
2018
(3)
- ► October 2018 (3)
-
►
2016
(6)
- ► April 2016 (3)
- ► March 2016 (3)
-
►
2015
(8)
- ► April 2015 (1)
- ► March 2015 (2)
- ► January 2015 (5)
-
►
2014
(4)
- ► December 2014 (4)
-
►
2013
(12)
- ► December 2013 (1)
- ► November 2013 (1)
- ► October 2013 (9)
-
►
2012
(4)
- ► April 2012 (2)
- ► March 2012 (1)
-
▼
2011
(12)
- ► November 2011 (1)
- ► October 2011 (1)
- ► August 2011 (1)
- ► February 2011 (2)
-
►
2010
(18)
- ► October 2010 (3)
- ► August 2010 (2)
- ► April 2010 (3)
- ► March 2010 (1)
- ► January 2010 (1)
-
►
2009
(49)
- ► December 2009 (5)
- ► November 2009 (2)
- ► October 2009 (6)
- ► September 2009 (4)
- ► August 2009 (23)