Wroc(już)love
Zapuściliśmy się z blogaskiem, a przecież snu jeszcze nie koniec (już nigdy nie koniec? jakaż to radość dla osoby tak uwielbiającej spać, jak ja!).
Sesja trwała długo, skończyła się w połowie lutego pełnym zwycięstwem. Radośnie wpisałam się na drugi semestr obu kierunków i rozpoczęłam pielgrzymkę między wrocławską Pocztową i wrocławskim placem Nankiera - też dobry punkt, mam na pamięci plan przejścia Camino.
Zebranie formalności powyjazdowych trochę trwało, potrzebowałam odgrzebać wszystkie wersje Learning Agreement, Changes, kontaktu, potwierdzeń pobytu na uczelni zagranicznej i intensywnym kursie w Krnovie (jak wiele się tam nauczyłam, widzę dziś na zajęciach). Wypełniłam dwie ankiety, wydrukowałam tonę papierów, zaniosłam, podpisałam i zakończyłam ten rozdział. Jeszcze rozmowa z koordynatorką - zaproponowała praktyki studenckie w ramach Erasmusa, postaramy się wspólnie o Czechy. (:
Dwa kursy polonistyczne powtórzę w przyszłym semestrze i mam nadzieję, że zmieszczę się ze wszystkim czasowo.
Wycieczka do Ostravy w lutym zaowocowała odzyskaniem skradzionego telefonu (czeska policja znajduje takie rzeczy! jeśli macie gdzieś stracić swoją własność, zróbcie to w Czechach!), kupieniem Slovníka spisovné češtiny i lektury na czas wolny - Michaela Viewegha "Baječná leta pod psa".
Wybrałyśmy się z Olą w mroźny dzień przetestować alternatywną drogę do naszej Mekki i o ile przejazd w tamtą stronę się udał bez większych problemów (autobus do Głuchołazów, pociąg do Ostravy), o tyle powrót był koszmarem - gdy uciekł nam w tych Głuchołazach ostatni autobus do Wrocławia, czekałysmy ponad godzinę na kolejny, który nie przyjechał i w końcu w jakiś opolski udało się nam wsiąść. W Opolu bieg na pociąg i po prawie 7 godzinach stanęłyśmy na wrocławskim PKP. Takie rzeczy tylko latem.
No i znów, nim niewiele wody w Odrze upłynie, wybieram się do Ostravy. Zorganizowali międzynarodową konferencję studencką, na której chcę zaprezentować projekt mojej pracy magisterskiej. Jest to część szeroko zakrojonego planu podnoszenia własnej wartości na rynku nauki polskiej, a czy się uda i jak uda - czas pokaże.
Zmęczona wracam wieczorami do domu, a i tak cieszę się (niesamowicie!) z kształtu, jaki ten rok przybiera.
Saturday, March 06, 2010
|
Labels:
i znów spomiędzy,
stąd
|
Archiwum
-
►
2018
(3)
- ► October 2018 (3)
-
►
2016
(6)
- ► April 2016 (3)
- ► March 2016 (3)
-
►
2015
(8)
- ► April 2015 (1)
- ► March 2015 (2)
- ► January 2015 (5)
-
►
2014
(4)
- ► December 2014 (4)
-
►
2013
(12)
- ► December 2013 (1)
- ► November 2013 (1)
- ► October 2013 (9)
-
►
2012
(4)
- ► April 2012 (2)
- ► March 2012 (1)
-
►
2011
(12)
- ► November 2011 (1)
- ► October 2011 (1)
- ► August 2011 (1)
- ► March 2011 (4)
- ► February 2011 (2)
-
▼
2010
(18)
- ► October 2010 (3)
- ► August 2010 (2)
- ► April 2010 (3)
- ▼ March 2010 (1)
- ► January 2010 (1)
-
►
2009
(49)
- ► December 2009 (5)
- ► November 2009 (2)
- ► October 2009 (6)
- ► September 2009 (4)
- ► August 2009 (23)
0 comments:
Post a Comment