Kino na granicy

Z zaskoczeniem dowiedziałam się o cyklicznym cieszyńskim festiwalu - Kino na granicy. Zaskoczenie miało dodatkowe dno, mianowicie mentalne zespojenie Cieszyna z początkami Nowych Horyzontów, które niełatwo dało się przekonać do zmiany - skąd powstała we mnie myśl, że nic pustki po ENH nie zapełnia, nie wiem. W każdym razie już nie światowe, a środkowoeuropejskie kino zostaje prezentowane szerokiej publiczności w przygranicznym miasteczku.
Jak słyszałam, ewenementem na skalę europejską jest projekcja przez Olzę (widzowie siadają na ławeczkach w Czechach, ekran natomiast znajduje się w Polsce). Szerokość rzeki nie przeszkadza w odczytaniu napisów, o ile ma się dobre okulary bądź, co rzadsze, zdrowe oczy. Ja w każdym razie mogłam poćwiczyć rozumienie ze słuchu.
Złośliwie musiałam też stwierdzić, że w niespełna 40-tysięcznym Cieszynie majowy weekend ma w sobie więcej życia niż w ponad pięciokrotnie większym Toruniu.

Wśród uczestników dominują młodzi ludzie (nawet bardzo, podpowiada wewnętrzna stara jędza), których jednakże łatwiej było spotkać na rynku w środku nocy niż na pierwszych porannych seansach.


Projekcja przez Olzę - tak to wyglądało (materiały z oficjalnej strony festiwalu)



Plakat festiwalu. Wciąż się zastanawiam, co to takiego:

0 comments:

Post a Comment