Dziewczynko, roznieć ogieniek

Mam szczęście z dostępem do czeskich nowości wychodzących w Polsce.

Właśnie skończyłam czytać książkę Dziewczynko, roznieć ogienek w znakomitym tłumaczeniu Doroty Dobrew. Autorem jest technik ze szpitala w Odrach, Martin Smaus, a książkę napisał po godzinach pracy. Dowiedzieliśmy się o niej dzięki konkursowi literackiemu czeskiego Klubu książki, który zaprasza niepublikowanych dotąd autorów do podzielenia się tekstami ze swych szuflad. I tak, znalazłszy się między stoma innymi prawiepisarzami, Smaus podobno jednomyślnie wygrał konkurs.
Sama powieść koncentruje się na jednym cygańskim chłopcu, Andrejku. Kilka lat temu w konkursie bohemistycznym tekstem do przekładu był właśnie fragment tej książki.
Szkoda mi Andrejka. Nie miał biedak szczęścia, bo chcąc być lepszym od swoich pobratymców, nadal wobec prawa pozostawał przestępcą. Właściwie nie było mu dane - w powieści - dostosować się do jakiejkolwiek lokalnej społeczności. Wszystko robił po swojemu, najczęściej całkiem odwrotnie niż inni. Lepiej na tym nie wyszedł, ale czy gorzej? Kiedy tak spojrzeć na obraz Romów w Ostrawie czy Pilznie albo Słowaków na wschodzie Słowacji, trudno właściwie powiedzieć, że ktokolwiek tu wygrał. Sposobów na życie jest mnóstwo, ale optymistycznych losów u Smausa raczej czytelnik nie znajdzie. 
Lubię Andrejka. Chłopak naprawdę się stara, uparty jest porządnie. Wiecznie podróżuje, pielgrzymuje od słowackiej Polany do browarniczego Pilzna. Zaczyna go nosić - i jedzie. Po tym względem doskonale go rozumiem.
Język powieści wciąga, naśladuje rytmy muzyczne. Akcja rozwija się powoli, kołobieg życia zatacza kolejne kręgi, a my poruszamy się śladem bohatera po mapie Czechsłowacji. Jeśli to zdanie było pseudopoetyckie, to tylko efekt wrażenia po lekturze.
Z czystym sumieniem polecam.
Niektórzy Czesi w recenzjach proponowali wciągnięcie tej książki na listę szkolnych lektur. W świetle tej ogromnej niechęci do Romów, jaką tu widzę, myślę, że to świetny początek dialogu o tym, kim właściwie są ci ciemnoskórzy sąsiedzi. Tutejsi, brnieńscy Romowie między sobą mówią po czesku. To już różnica w stosunku do polskich grup, które mówią w romani.

Przy okazji, zupełnie poza książką. Dolnoślązacy mieli okazję zapoznać się z billboardami dotyczącymi społecznej akcji Jedni z wielu. W moim mieście wisiała twarz górnika i nauczycielki, którą zresztą kojarzę z widzenia. Czesi rozpoczęli świetną akcję, którą poznałam dzięki naklejkom na ścianach (niech żyje oddolna reklama). Czeska kampania korzysta z dwuznaczności niektórych sformułowań, np:
Zase Cikánka s tuctem děti. (Znów Cyganka z gromadką dzieci)
Cikán mi vybílil byt. (Cygan mi wybielił mieszkanie = wykradł)
Cikán mě dostal do špitálu. (Przez Cygana jestem w szpitalu)

I mniejszą czcionką wyjaśnienia: 
Po prostu najpopularniejsza nauczycielka w szkole.
Po prostu najlepszy malarz.
Po prostu najzręczniejszy kierowca karetki.
Więcej na mypracujeme.cz

0 comments:

Post a Comment