Studia w Czechach

Bardzo ogólnie, bo i moje wiadomości w tym zakresie nie są najbogatsze - studiowałam w Czechach łącznie 7 semestrów, ale za każdym razem był to program stypendialny: Erasmus, CEEPUS, stypendium ministerialne polskie i stypendium kabinetu češtiny pro cizince MUNI. Mogłabym więc dużo napisać o kwestiach papierkowych i nie tylko, ale o studiach standardowych - niekoniecznie.

W Czechach studiuje się za darmo, jeśli podejmie się studia w języku czeskim. Programy w języku angielskim są płatne, ale i tak pełne cudzoziemców z krajów Bliskiego Wschodu. Ukraińcy, Rosjanie, Słowacy studiują po czesku, unikając tak opłat za zajęcia.

Přihlášky, czyli podanie na studia, składa się wczesną wiosną, jeszcze przed maturami. W Czechach wprawdzie już jest matura państwowa, ale nie ma jeszcze systemu przyjęć na studia na jej podstawie, Uniwersytet Masaryka ma na wiele kierunków obowiązkowy TSP - test studijních předpokladů, czyli test, który plasuje człowieka na liście kandydatów i albo pozwala rozpocząć studia, albo nie. Gdzieniegdzie są standardowe egzaminy wstępne. O standardowym procesie przyjmowania studentów z powodu wymienionego w pierwszym akapicie niewiele wiem.

Studia kombinované lub dálkové (są to dwa różne rodzaje), czyli coś w rodzaju naszych zaocznych, trochę popularniejsze są kierunki magisterskie, licencjackich jest baaaardzo niewiele - próby znalezienia zaocznej matematyki na jakiejkolwiek czeskiej uczelni zakończyły się fiaskiem. Oferta zaoczna jest uboższa, a zajęcia nie odbywają się w weekendy, tylko często w piątki i kawałki sobót. Albo w czwartki i kawałki sobót. Trzeba mieć wyrozumiałego pracodawcę, ale poza tym nie ma większego problemu ze studiowaniem. Znajoma wspominała niedogodności, gdy terminy egzaminów mieli razem z dziennymi w ciągu tygodnia. Ogólnie rzecz ujmując, tu chyba nadal uczelnia rządzi studentem, a nie na odwrót.

Koncepcja uczenia się przez całe życie, czyli studiów podyplomowych itd., nie jest tu szczególnie popularna. Wraz z tytułem magistra dla wielu proces edukacji się kończy (promil idzie się doktoryzować). Pracuję w logistyce. Gdybym powiedziała szefowi, że chcę się douczyć rzeczy, których nie umiem jako filolog, popatrzyłby na mnie ze zdziwieniem i stwierdził, że przecież uczy mnie staż w firmie, a nie jakieś studia. Zresztą, żadnej podyplomowej logistyki nie znajdę ;).

Samo studiowanie też wygląda inaczej niż w Polsce, choć za przykład mam tylko swą alma mater, czyli wrocławską polonistykę. O ile jednak na polonistyce ćwiczenia wymagały przygotowania, a oczekiwano aktywnego uczestnictwa w zajęciach, tu przekazywanie wiedzy jest dużo bardziej jednostronne, ludzie nie czują potrzeby dyskusji z profesorem i właściwie ich celem jest pozostanie niewidocznymi. (Porównuję z brnieńską bohemistyką). Nie zauważyłam cennego elementu wrocławskiego życia studenckiego, czyli relacji z wybranym(-i) profesorem(-ami), do których możesz wpaść na konsultacje, bo coś ci w materiałach nie pasuje. Na obu uniwersytetach, na których studiowałam w Czechach, nie ma kół naukowych dla studentów, a na konferencje jeżdżą doktoranci - i to dlatego, że muszą.
Podobne wrażenia mam z aktywności pozanaukowych - studenci jednego rocznika często nie znają się dobrze, czasem w ogóle. Nie rozmawiają ze sobą przed zajęciami, nie byli razem na jednym piwie (w kraju hospod to aż nie do wiary). W niedzielę wieczorem lub poniedziałek rano przyjeżdżają ze swoich domów, w czwartek - najdalej w piątek - jadą na weekend do domu, i tak przez 5 lat, co było i jest dla mnie kolejnym elementem trudnym do ogarnięcia. Duże miasto w weekendy wymiera, mimo wielu akcji kulturalnych i możliwości zabawy.

Porównuję humanistów, ludzi jakoś od przyrody chyba skierowanych na czytanie i gadanie potem głupot, na poznawanie ludzi i człowieka. Tu nie ma takiego filozofowania, nie widziałam też tego motoru poznawczego wśród tutejszych studentów. Nie chcą zmieniać świata, chcą wkuć, zdać, dostać dyplom i iść pracować w miejscach, z których pochodzą.
Oczywiście to wrażenia. Inne kierunki w Polsce też mogą wyglądać tak autystycznie, że ludzie nawet "cześć" sobie na korytarzu nie rzucą w powietrze.

W każdym razie to trzeba przeżyć, poczuć, zobaczyć. Nie tak łatwo opisać swoje spostrzeżenia, ale w wielu aspektach znajomi zagraniczniacy zgadzali się z moimi obserwacjami. Czesi ogólnie sprawiają wrażenie ściśniętych na pierwszy rzut oka, dopiero po lepszym poznaniu i wejściu w ich życie dostajesz dostęp do cieplejszych uczuć, może to po prostu część kultury i wychowania.

0 comments:

Post a Comment