O innych konsekwencjach emigracji

Czeskie prawo przewiduje, że pracodawca w ramach bonusu dla pracownika może regularnie wpłacać mu pewną kwotę na produkty ubezpieczeniowe - albo na dodatkowe ubezpieczenie emerytalne (o ile dobrze rozumiem, jest to coś w rodzaju polskiego IKE), albo na polisę życiową. Mój pracodawca w związku z funkcją, którą objęłam, daje mi taką możliwość, jednakowoż żadna z tych opcji nie jest w moim przypadku kusząca. Niewielkie są szanse, że zatrzymam się w Czechach do emerytury, zatem nie otrzymam żadnego dodatku, tak samo nie potrzebuję polisy na życie od czeskiego ubezpieczyciela.

Gdybym chciała kupić mieszkanie, musiałabym z największym prawdopodobieństwem odwiedzić policję cudzoziemską i wyrobić sobie tymczasowy, a potem stały pobyt. Dotąd mi oszczędzono tej wątpliwej przyjemności, zatem nie mam szans na kredyt hipoteczny (może coś się zmieniło w tej materii - banki szukają klientów wśród dziwnych grup docelowych).

Mam jakieś trzy straszne numery identyfikacyjne, każdy udaje mój pesel (rodné číslo) w innej instytucji. Gdybym w ciągu 10 minut miała któryś podać - umarł w butach. Gdzieś te papierki mam, ale gdzie?...

Ubezpieczenie zdrowotne, tu także obowiązkowe, kosztuje bezrobotnego wielkie pieniądze. Prywatna firma ubezpieczeniowa weźmie tych pieniędzy o wiele mniej, jednak nie uprawnia ono nawet do wizyty na pogotowiu.

Gdybym chciała wyjść za mąż, to wprawdzie sama ceremonia jest super - trwa maksymalnie 15 minut i mówi się tylko "ano", ale załatwienie wszystkich formalności jednak przebija skomplikowanie procesu w Polsce (i to przy założeniu, że pojadę tam raz celem umówienia terminu, potem drugi raz po papiery, potem trzeci raz się chajtnąć... dużo tego ;)). Innymi słowy - w Czechach nabiegałabym się dużo więcej i znów nie ominęłabym policji cudzoziemskiej.

Z policją cudzoziemską jest tak, że teoretycznie mam obowiązek się zgłosić, gdy przebywam na terenie kraju dłużej niż 90 dni. W praktyce jeszcze mi się takie trzy miesiące nie zdarzyły, wyjeżdżam dużo i chętnie, więc nie łamię prawa, pozostając od niemal 4 lat poza listą oficjalnych imigrantów. Jest to jeden z reliktów w przypadku obywateli EU, coś jak obowiązek meldunkowy (tak tak, w Czechach też nadal istnieje). Przepis jest skonstruowany tak, że właściwie łatwo go obejść, jedynie w przypadku konieczności załatwienia jakichś spraw w urzędach człowiek przypomina sobie, że trzeba jeszcze jakiś pobyt... Ale z doświadczeń znajomych ten konkretny rodzaj policji to jeden z najgorszych czeskich wynalazków, instytucja, w której wieje komunizmem, czeka się w kolejce godzinami, urzędnicy są nieprzyjemni i nie mówią w obcych językach (sic!), gdzie człowiek po prostu czuje, że system jest górą. Miliony niepotrzebnych papierków i wniosków, z których nic nie wynika, a za wszystko się płaci. Ot, biurokratyczna góra lodowa.


4 comments:

Anonymous said...

To nie na temat tej notki, ale napisałaś wcześniej, że studiowanie w Czechach różni się znacznie od tego w Polsce, możesz opisać to dokładniej?
Szczególnie interesuje mnie temat studiów, które nie są dzienne, ale każda uwaga będzie cenna.

k. said...

Hej,
zebrałam się w sobie i opublikowałam minipodsumowanie tego, co wiem o studiach. Jeśli interesuje cię konkretny obszar, daj znać, spróbuję poszperać i wrzucić więcej informacji.

Anonymous said...

Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

Dominika Starańska said...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

Post a Comment