Karel Havlíček Borovský

Indiferentský

O stálost a věrnost
nepodej v rozpaky
miluj, holka, všechny
a mne miluj taky.

Dešt' na všechny padá
slunce všechněm svítí
nechci tě, má milá
sám jediný míti.

Wypowiedzmy wojnę Czechom...

...i im się poddajmy

Taką grupę założył ktoś na Facebooku. Do dziś zapisało się prawie 4,5 tys. ludzi.
Założenie jest proste: naprawilibyśmy problemy Polski rozwiązaniami Czechów, napili dobrego piwa, zapalili dobre (?) zioło, poderwali Czeszki. A w zamian dostęp do morza, z którego mogą się Czesi ucieszyć. Minusów nie zauważono. Na grupowej tablicy odzywają się zarówno Czesi, jak Polacy i panuje wesoła atmosfera wzajemnego zrozumienia.
Szczególnie cieszą mnie komentarze na temat stanu kolei w Polsce: Czesi dziwią się, jak muszą nasze tory wyglądać, skoro tak tęsknimy do ich drah - w ich ocenie byle jakich.
Logo grupy wygląda tak, że połowie polityków-patriotów, łącznie z nieżyjącymi, mogłyby włosy dęba stanąć:



Informacje o grupie dotarły i do czeskich mediów, dla przykładu zpravy.idnes.cz, lidovky.cz

Praha

Gdyby chcieć określić stolicę Czech jakimś epitetem na wzór polskich haseł reklamowych, z pewnością byłoby to:

Praha - miasto turystów

Niewiele w życiu widziałam, nie wyjeżdżałam do metropolii współczesnego świata, ale Praga wystarczy mi za wszystkie. Niemożność przejścia przez to piękne, historyczne miasto co najmniej irytuje, a tłum na Moście Karola sprawiał, że marzyłam o wiosce w środku puszczy.

Przy wycieczce (nie pierwszej i nie ostatniej, choć postuluję zwiedzanie o 4 rano) pojawiały się spostrzeżenia. O oczywistościach, zabytkach i Franzu Kafce nie zamierzam tu pisać, na stronach turystycznych można znaleźć tyle informacji, ile każdemu potrzeba.

Natomiast przypomniało mi się, że wielu Polaków utożsamia Pragę z Czechami w ogóle. Dość ciekawy jest fakt, że ponad 10% Czechów mieszka w swojej stolicy, ale obszar Republiki nie kończy się na mieście nr 1. Gdy mieszkałam w Ostrawie bądź teraz, gdy znów się do niej wybieram, wielu ludzi (znajomych i nieznajomych) wypytywało mnie, jak tam w tej Pradze jest; czy Praga mi się podoba; czy chciałabym tam w Pradze zostać na dłużej. Tłumaczenia nie pomagały na długo, więc już macham ręką.

Zaś ta kategoria rozmów, które określa się zwykle piwną filozofią, dotyczyła trudnych historycznych tematów przy zachwycie nad miastem. Nietrudno się nad Wełtawą zamyślić nad tym, jaka by była Warszawa, gdyby Polacy nie walczyli tak zaciekle z okupantami. Co lepsze, co ważniejsze: opór i walka czy życie ludzi i istnienie miast? Zwolenników obu opcji jest wielu, a debata należy do nierozstrzygalnych (na szczęście, moim zdaniem), choć rozpala dyskutantów.

Mimo że Polaków za granicą (w granicach często też) nie lubię, miło było widzieć zbiorowy zachwyt i brak całkiem niedawnego lekceważenia "Pepików".

Notka zwięzła, bo zachwytu nie umiem zwerbalizować, i nie przeszkadza mu nawet to, że pustą starówkę mogę pooglądać jedynie na rysunkach miejscowych artystów.

Wspomnieć jedynie muszę o Davidzie Černým, którego rzeźby i instalacje ozdabiają stolicę. Poczytać można tu: Wkurzacz czeski, a pokazać chcę szczególnie jedno - instalację na wieży telewizyjnej, przy której mieszkałam przez tych kilka dni:

źródło