To sum up

Pakuję się od 8 rano i wciąż nie mogę tego skończyć.
Na miejscu stacjonują już tylko Polki, mamy najwięcej czasu. Pozostali się porozjeżdżali, porozlatali.
Gdybym miała podsumować, pod względem językowym oceniam kurs bardzo dobrze. Poza lekcjami, na których można było zejść pod stołem, miałam ciągły kontakt z językiem, czytam ze słownikiem artykuły w czaspośmie Reflex, czeskim odpowiedniku Przekroju.
Integracja nigdy nie była moją mocną stroną, więc i tym razem kontakty były przyjemne, ale powierzchowne. Jeśli się kiedyś wybiorę do Lipska, Dusseldorfu czy Finlandii, mam się do kogo zwrócić. Mam też kogo odwiedzać w najładniejszych miastach czeskich. Przypomniałam sobie, jak to jest z kimś w pokoju mieszkać, dzięki czemu może nie będzie problemu później, w Ostravie.
Czas na jabłko, spojrzenie w Facebooka (najważniejsze medium erasmusowe) i do pakowania!

Test końcowy

Zdałam, oczywiście. Mam certyfikat, w którym proponuje się przyznanie mi 6 punktów ECTS. Dużo, cieszy mnie to.

Pół bałaganu z mojego pokoju zniknęło razem z Tatjaną. Muszę się do jutra pozbierać i zapakować w wielki plecak. Czekałam na ten dzień. Za długo w jednym miejscu. Na do widzenia pewien gołąb postanowił załatwić się na mnie. Zapowiedź szczęścia?

Rozkojarzona nad kawą, myślę o wszystkim i niczym.

V nemocnici

Lekarz z Jemenu po angielsku nie mówi. Udało się nam zrozumieć wszystko, co istotne. Wspólnymi siłami naszymi i personelu (pozdrawiam panią, która wytłumaczyła ciążę pokazując wielki brzuch) dowiedziałyśmy się, że wszystko w porządku, że przykładać lód na opuchliznę i się nie opalać.
Z całej tej wizyty kilka refleksji użytkowniczki polskiej służby zdrowia:
1. lepiej mówić po czesku, byle jak, ale jednak.
2. wraz z godziną 15 nie kończy się praca szpitala, można się zgłosić, poczekać swoje nim recepcjonistka się zorientuje, z kim ma do czynienia i zostaną wykonane wszystkie badania
3. pracownia rtg też nie przestaje działać o konkretnej godzinie, przy czym na wynik nie czeka się trzech dni, a po pięciu minutach zdjęcie wyświetla się na monitorze lekarza
4. lekarz się przedstawia, podaje rękę na przywitanie i wszystko objaśnia!
5. nie ma kolejek.

To była najprzyjemniejsza wizyta w placówce zdrowotnej w ciągu ostatnich kilku lat. I fakt, że nie byłam pacjentką, nie gra tu żadnej roli.

Nemocnice

Dzis będzie wizyta w szpitalu po czesku, żałuję, że nie wzięłam swojego samouczka, bo nasza książka pod tym względem totalnie ssie. Już kombinuję, jak się dowiedzieć, gdzie tu przyjmuje lekarz i wytłumaczyć mu, że koleżanka miała wypadek. Obawiam się też o to, czy zrozumiem jego odpowiedź. Koleżanka jest Finką, bierze mnie właśnie jako "tłumaczkę", ale co jeśli nie będę mogła pomóc?

Dziwności #1

Posted by Picasa


Dozgonna wdzięczność ku temu, kto wyjaśni, co oznacza ta rzecz ze zdjęcia zawieszona nad wejściem do pubów czy kasyn w Czechach. Cyfry co jakiś czas się zmieniają.

Přestavka - słowo klucz

Słowo magiczne, słowo wyczekiwane, słowo upragnione, słowo realizujące wspólne marzenie przypadkowo zebranej w jednym miejscu grupy osób, słowo pocieszające, słowo przynoszące ulgę, dające nadzieję.

Výlet

Jadę na wycieczkę do Ołomuńca, sama, bo nikt się nie zdecydował. Ciągnie mnie, czuję potrzebę ruszenia się z miejsca, od trzech tygodni w Krnovie. Nie pamiętam takiego miesiąca w ciągu ostatnich trzech lat, który bym w całości spędziła w jednym miejscu. Początkowe dojazdy na trasie Wrocław-dom, potem częściej na różnych pobocznych, a ten rok był zdecydowanie rekordowy. Tak więc kupuję jutro "lístek do Olomouci a zpatký" i zwiedzam historyczne centrum, trzy ogromne parki i zelenou čajovnu (czyli herbaciarnię). I znów czeka mnie podróż pociągiem! :)

Wagarowo

Złamałam się po prawie trzech tygodniach. Godzina dla mnie, prysznic, kawa, dwa migdały w czekoladzie. Na kolejną lekcję już się wybieram.

Dobrze mieszka mi się z Tatjaną - przede wszystkim dlatego, że pokój jest duży a my sobie nie wchodzimy w drogę. Oczywiście gadamy, jemy razem, ale obie potrzebujemy też czasu ze słuchawkami na uszach plecami do siebie i to jest fajne.

Wczoraj zetknęłam się ze słowackim w użyciu, przy winie rozwiązującym język.
Pytanie "kolko máš?" nie skojarzyło mi się z wyuczonym "kolik je ti let?", a "máš frajera?" wywołało salwę śmiechu wśród Polek. Otóż, co warto pamiętać, słowacki (i czeski) "frajer" to przystojny chłopak. Byłam gotowa w pierwszej chwili się obrazić, bo cóż za ohydna presupozycja w tym pytaniu się czaiła. Że ze mną tylko frajer? O nie!

Money, money, money

Za to znalazł się ogromny sklep wyspecjalizowany w bioproduktach, produktach wegańskich i wegetariańskich.

Zajęło mi dwa tygodnie, żeby zauważyć pewną ciekawostkę pieniężną. A nawet dwie: czeskie korony występują pod dwiema postaciami - banknotów i bilonu. 50kc można znaleźć zarówno w wersji papierowej, jak i metalowej.
A teraz to, co w ogóle nie zwróciło mojej uwagi. Najniższą wartość przedstawia w Czechach 1 korona. Nie ma systemu dziesiętnego, jak w Polsce, gdzie płacimy z groszami. Tymczasem supermarketowe oferty zawierają praktycznie same wartości kończące się na ,90. Nie zauważyłam tego, w końcu supermarkety zawsze tak miały. Ale moment - jak zapłacić 0,90 korony? Odciąć kawałek? Spojrzenie na rachunek wyjaśniło tajemnicę, czeskie sklepy zaokrąglają końcową sumę do jednostek.

.

Żaden z krnovskich supermarketów nie ma wegańskiego smarowidła do chleba.

Plany

Finki planują odwiedzić Polskę w trakcie przerwy między kursem a studiami w Ołomuńcu. Zamierzam się zgadać z dziewczynami ze wschodu, żeby im zrobić wycieczkę po Wrocławiu i Krakowie. A co!

12 groszy

W Krnovie, jeszcze nie napisałam, powitała nas "mestska starostka". Podoba mi się tak swobobne użycie żeńskich form w tytulaturze.

Jedzenie czeskie, to tradycyjne, składa się z tłuszczu, mięcha i ziemniaków. Porcja kupiona w barze mlecznnym nie zawiera ani grama surówki, to samo zresztą w dobrej restauracji. Jednocześnie, zazdrośnie stwierdzam, że Czeszki są naprawdę zgrabne i wysportowane. Jak one to robią przy knedlikach i smażonym serze? Ja po trzech dniach rzuciłam restauracje, przerzuciłam się na własną, bardziej warzywną i surową dietę. A po tym miesiącu zostanę chyba weganką - tyle sera nie zjadłam przez ostatni rok, co tu w dwa tygodnie.

Jeszcze stojaki na rowery, które ostatnio mnie zaskoczyły:


Słuchając Kultu

Wspólna kuchnia to nie tylko wspólne gotowanie. To też znikajace talerze, widelce, jedzenie i alkohol.

Nie podoba mi się stosunek niektórych osób do tych zajęć. Ja wiem, że to kurs w innym kraju, że miesiąc imprez, morze piwa i innych trunków, ale wybieranie sobie z pakietu pięciu lekcji dziennie tych, na których chce się być i piętnastominutowe spóźnienia bez choćby "przepraszam", to gruba przesada. Nie tylko ja tak uważam, to nie przewrażliwienie. Zrzucić winę na luźniejszą kulturę ludów z południa Europy czy szukać jej indywidualnie?

Jutro wielkie ognisko-party.

"Let's go for a walk"

Krnov - Ježnik
4 godziny po wzgórzach i lesie w tę i z powrotem, dobrze oznaczona ścieżka, piękne widoki, ćwierkające ptaszki i cała ta romantyczna sceneria.
Przemiła trasa na środowy spacer, po czymś takim, umierając z bólu stóp, czuję, że żyję :)

Dívám se na...

Mapłki w krnovskim zoo pokazały, co potrafią. Dobrze, że nikt w Polsce nie odbiera ostravskiej TV.

Jesteśmy ciągle "vyborní a šykovní" na zajęciach, ktore w tym tygodniu niemiłosiernie nudzą. Nowa nauczycielka jest chyba przyzwyczajona do uczenia wyższych poziomem studentów - wystarczy jej teoria, praktyki nie przewiduje, sama czyta dialogi. Koniugacje w jej wydaniu to horror dla Finek i Niemców. Ja noszę sobie karteczki z nowymi słówkami, że nie zasnąć. Ok, umiem więcej, ale przy poprzedniej musieliśmy ciągle tłuc w nieskończoność te same dialogi, te same formy, aż się każdemu bezboleśnie wbiły w pamięć. Nie pozwalała na zasypianie, bośmy ciągle coś musieli mówić, pisać, sprawdzać. Dodawała dodatkowe zagadnienia w trakcie, gdy inni jeszcze pisali. A tu - zrobię chyba jak koleżanka, która się uczyła czeskiego w Polsce - kupię gazetę z rodzaju czeskich Wprostów i z zakreślaczem zacznę czytać artykuły. ;)

O!

Idąc dzisiaj krnovskim centrum pomyślałam, że już bardzo dawno nie byłam na wszystkich zajęciach w tygodniu. A co dopiero na wszystkich w miesiącu!...

Czesi mają wygodniejszy sposób zapisywania głosek dziąsłowych. Wszyscy znamy daszki nad spółgłoskami, poloniści nieco lepiej, bo system ten obowiązuje w pisowni fonetycznej. Moje notatki pełne są poprzekreślanych tłumaczeń z czeskiego, bo zapisuję polskie słowa po czesku. Przypomniało mi się przy tej okazji, jak dr K. opowiadała nam o historii zapisu języka polskiego i próbach innowacji. Alfabet łaciński nie ma tyle liter, ile mamy w polskim głosek, dlatego zaczęto stosować dwuznaki i trójznaki. Ponieważ jednak nie było okreslonych zasad ich stosowania, za jedną kombinacją mogło się kryć praktycznie wszystko. Jeden z reformatorów pisowni, Jakub Parkoszowic, wzorem Husa próbował przeforsować owe daszki i u nas. Niestety, animozje protestancko-katolickie nie pozwoliły na wzdrożenie tego systemu. Chciałoby się rzec: znów wszystko przez religię.

Wenus z Landeku

Kazdy sklep tu wystawia stojak na rowery. Wszyscy prawie jeżdżą na rowerach, nieliczne jednostki spacerują - jak ja. Babcie, dzieci kilkuletnie.

Czyyyysto, żadnych psich kup na chodnikach! Raj!

Poszłam na spacer po mieście, jest przepiękne. Zdjęcia się kiedyś pojawią.

---

Wczoraj byliśmy w kopalni węgla kamiennego w Ostravie. Znaleziono na jej terenie figurkę kobiecą, której wiek wyliczono na 20 tys. lat. Co ciekawe, jest ona najszczuplejsza ze wszystkich znalezionych figurek "Wenus". Nie wiadomo, jak to wytłumaczyć - może prehistoryczni ślązacy nie lubili ani wielkich piersi, ani wielkich pośladków u swoich kobiet. Znaleziono także dowodu na to, że już wtedy wydobywano węgiel i używano go do podsycania ognia. Wygląda na to, że mieli całkiem fajne zycie - las, węgiel i Odra za płotem. Do tego polowali na mamuty. Żyć nie umierać :)

prawie po tygodniu

Ostrava - górnicze miasto, z wieży ratuszowej którego widziałam hałdę Wodzisławia.

Jutro dzień prania - możemy użyć pralkę tylko w niedzielę między 8 a 12. Na 13 osób to nieco za mało, ale też nikt tu całych szaf nie przywoził.

Zaczynam się przyzwyczajać do wspólnych pryszniców.

no-title

Budzi mnie pianie koguta, to wspaniałe :)

Dziwię się i zamierzam do końca ludźmi - tym, co myślą, jak myślą i dlaczego.
Włosi przywieźli ze sobą włoską kawę i ekspres do kawy. Dziś robił ją sobie wg włoskiego sposobu Konrad, Niemiec. Spytałam, czy tak mu smakuje, że postanowił ukraść im sekret parzenia. Odpowiedź: nie, ta kawa jest organiczna i fair trade.

Czas na czeski film.

Dalej płynę tą rzeką

Włosi zrobili dla wszystkich pyszną kolację wczoraj, spaghetti oczywiście. Była wersja wegetariańska - jest tu nas dwoje.

Dziś ćwiczyliśmy rodzaje rzeczowników i przymiotników, jako że w grupie są osoby, które nigdy tego na oczy nie widziały. Jako przykład męskiego rzeczownika nauczycielka podała nam Tybet. W czasie przerwy nasza Chinka wstała i powiedziała, że czuje się urażona, bo Tybet stanowi część Chin, a my omawiamy tu państwa. Pierwszy raz polityka wkroczyła w nasze życie. Dziwnie się poczułam, w gruncie rzeczy cieplejsze uczucia mam do Tybetu.

Łatwo mi tu uskuteczniać jedną z moich przypadłości - bycie bardzo dobrą w tym, co robię. Czeski i polski są na tyle podobne, że mogę porozmawiać z nauczycielką, która dorzuciła mi dziś drugi podręcznik, żeby robić lekcje do przodu. Wg opisu oba są łącznie przewidziane na 120 godzin, czyli tyle, ile tu spędzimy, ale to mrzonka. W planie jest zrobienie 8 jednostek lekcyjnych, czyli odpowiednika 80 godzin. Co przez pozostałe 40? Nie wiem. Tłumaczę innym, dlaczego coś tam, a co to znaczy. Prawie jak praktyka. ;)

Start!

Jest nas trzynaścioro. Troje Niemców (w tym moja wspóllokatorka), pięć Polek, dwie Finki, dwóch Włochów i Azjatka.

Już myślę w miksie językowym, trochę angielski, trochę niemiecki, sporo tego. Ważne, że wszyscy jesteśmy tak internacjonalni, że rozumiemy wtręty ze swoich języków. Zapomniałam, jak jest "biblioteka" po angielsku, powiedziałam po polsku, każdy skojarzył.

Potoczyłam fajną rozmowę o wegetarianizmie i weganizmie z jednym Niemcem, którą skwitował: miło się rozmawia o tym z kimś, kto nosi skórzane sandały. Hm, skucha? Nie jest mi wstyd. Sam fakt, że pomyślałam o tym, że powinnam się wstydzić, jest znaczący.

Źle nas podzielili, uważam. W jednej grupie są osoby znające języki słowiańskie, germańskie, ugrofiński, romański. Ja pozwalam sobie na krótką konwersację z nauczycielką (nie mówi po angielsku), a dziewczyny z Finlandii nie potrafią wymówić "cz". Ktoś powinien im poświęcić więcej czasu, a tak nauczycielka żyje w przekonaniu, że skoro my potrafimy, to już wszyscy na pewno też.

Dużo tu rowerów i rowerzystów. Konrad z Lipska twierdzi, że właśnie bardzo mało. Tatjana z Dusseldorfu jeździ na uczelnię codziennie 50km, zajmuje jej to pociągiem 20 minut.

Nie jestem wdzięczną Polką na obczyźnie, nie mówię nic o Polsce dobrego. Bardzo złego też nie, ale łatwo zauważyć, że nie pałam wielką miłością do naszej tradycji i obyczajowości.

Chaotyczne będą te wpisy, czasu nie tak wiele, obserwacje staram się łapać w locie.

Pierwsze chwile

Wydaje mi sie, ze kazdy, kto jedzie do obcego kraju, czuje sie troche jak dziecko/idiota?. Ma sie wowczas taryfe ulgowa, ludzie pokazuja, mowia wyaznie, lituja sie nad obcokrajowcem. Ten stan trwa tak dlugo, poki sie nie nauczy danego jezyka.

Czesi w pociagach sluchaja Jozina z Bazin.

Krnov jest przepieknym malym miasteczkiem, w ktorym udalo mi sie zgubic z tonami bagazu na plecach. Bola do teraz.

Czuje sie calkiem samotnie, nie mam nawet kabla, zeby podlaczyc moj osobisty laptop z internetem.

Zítra

Spakowana, tylko laptop jeszcze na biurku. Dusza w ciemnym kącie sufituje, bo na ramieniu nie wytrzymała. Jutro w świat. Ciekawe, to wszystko bardzo ciekawe...