Zpátky

Już w dzień po powrocie żałowałam, że jednak nie postanowiłam spędzić "świąt" w Czechach.
spes mater stultorum

Udało się zaliczyć wszystko na A, kilka wpisów czeka na styczeń, jedno potwierdzenie na luty, będzie oficjalny koniec. Tymczasem terminarz pęka w szwach od terminów egzaminów polonistycznych i bohemistycznych, konsultacji, Bardzo Ważnych Spraw Biurowych.
Ostatnia prosta, cieszę się z powrotu w wir spraw płynących swoim torem.

Policie

Pobyt w Ostravie zakończyła w moim przypadku wizyta na czeskim komisariacie policji w związku z moją komórką. Gdy po długich trudach znaleźliśmy jakiś (oznaczenia w mieście są do kitu), weszłam i zakomunikowałam, że chcę zgłosić kradzież. Trzech panów wyszło popatrzyć i posłuchać tego, co mówię. Opisałam sytuację (po czesku!), poproszono mnie, bym usiadła i poczekała. Po chwili przyszedł policjant i zaprosił na górę. Spędziłam z nim miłą godzinę. ;) Zapytana o dowód osobisty zaznaczyłam, że nie jestem Czeszką, na co ten zdziwił się dość mocno i spytał, czy nie chcę tłumacza. Nie chciałam, stwierdziłam, że się zrozumiemy. Pokazałam mu przywiezione przez rodziców mi pudełko i dowód zakupu aparatu, zapytałam, co chcą zrobić.
Wielkie pierwsze zdziwienie: będą go szukać!
Do tej chwili byłam przekonana, że chcę tylko policyjny papier i blokadę IMEI. Teraz mówią mi, że będą szukać telefonu, złodzieja i zamierzają mi ten telefon oddać! Wyjaśniono mi też, że jeśli nie znajdą aparatu, sami zablokują IMEI, więc naprawdę nie muszę niczego już robić - tylko dać im czas na działania.

Gdy miałam wątpliwą przyjemność wizytowania polskiego komisariatu, potraktowano mnie zupełnie inaczej. Słyszałam też same złe rzeczy o czeskiej policji, tymczasem mam swój papier, swoją obietnicę, ogólnie - zadowolona jestem.

Na koniec zapytałam z ciekawości, co by było, gdybym chciała skorzystać z usług tłumacza. Nie wyszłabym stamtąd w ciągu godziny, prawdopodobnie nawet nie w ciągu trzech. Nie mieliśmy tyle czasu, więc bardzo, straszliwie ucieszyłam się z wymiernej korzyści, jaką dała mi nauka języka przy każdej możliwej okazji.

Jezus Christ Superstar

Dziś, po wielu poszukiwaniach upewnionam, w Ostravie, w Domě kultury města Ostrava.
Legendarny musical Andrew Lloyda Webbera z 1971 r.

Gdy pierwszy raz przyszedł do mnie w postaci płyt CD z muzyką, byłam urzeczona. Nie widziałam go dotąd ani w formie filmu, ani żadnej inscenizacji. Dziś posłucham czeskiej wersji językowej popartej grą aktorów Městského divadla z Brna, o której tak piszą na stronie www.dkmoas.cz:

Nastudování Městským divadlem Brno je divadelními kritiky označováno jako jedno z nejlepších.


Nie mogę się doczekać!

łamańce

Przypomniała mi się zagubiona myśl z wczorajszej notki, gdy przechodziłam mostem granicznym w Cieszynie.

W Czechach główne pozdrowienie brzmi trochę inaczej niż u nas, mówi się: dobrý den. Standardowe pożegnanie to na shledanou.
Tymczasem na samym początku pobytu w Ostravie kelnerka w restauracji na do widzenia z uśmiechem (dostała napiwek ;)) powiedziała mi hezký večer, czyli dosłownie... "fajny wieczór". Nie mogłam rozgryźć, czy chodzi jej o stwierdzenie faktu (jest fajny wieczór), czy żegna się ze mną taką formułką (ale w tej formie? tak niegramatycznie?). Wyjaśnienie zagadki przyszło niedawno, zupełnie przypadkiem.
Formułka "życzyć komuś czegoś" u nas jest wyrażana przez dopełniacz, powiedzielibyśmy: życzę ci dobrego wieczoru, w skrócie: dobrego wieczoru! (o pożegnaniu myślę).
Czeski ekwiwalent tego zwrotu to "přát někomu něco" (dosł. życzyć komuś coś, z użyciem biernika), zatem chcąc życzyć komuś obcemu mi dobrego wieczoru, musiałabym powiedzieć: přeju Vám hezký večer. Po analogicznym skróceniu zostaje owo wspomniane pożegnanie z restauracji.
Zaskoczyło mnie, jak fajnie to się łączy z konwencjonalnym powitaniem, w przeciwieństwie do polskich odpowiedników. Tak jak mówimy dzień dobry, nie powiemy np. wieczór fajny, chcąc komuś takiego życzyć.

kradzież

Miałam bardzo ważną myśl do napisania tu na blogu, która wpadła mi do głowy wczoraj przed zaśnięciem. Gdy dziś nad nią rozmyślałam, próbując przypomnieć sobie tor myśli, na dworcu Ostrava-Vitkovice podszedł do mnie 17-letni na oko chłopak i spytał o godzinę. A ja, durna, zamiast tę komórkę schować od razu, popatrzyłam na niego. I już nie mam komórki, a w niej numeru wielu osób, w tym Agnieszki, do której właśnie się wybierałam, umówiona na "puszczenie sygnału, jak będę pod miejscem X".

Bardzo chcę zrobić na złość temu gówniarzowi. Postanowiłam zablokować numer IMEI telefonu, żeby nikt nie mógł z niego korzystać. Dupa. Proces blokowania wygląda tak:
-> zgłoszenie kradzieży na komisariacie policji (z papierami telefonu, które są we Wrocławiu, a może Głogowie)
-> osobiste stawienie się z papierem potwierdzającym zgłoszenie kradzieży w punkcie operatora, gdzie taka blokada może dojść do skutku.

W obu tych miejscach mam problem: papierów jakichkolwiek brak, do Polski najbliższy wypad będzie przed świętami, prawdopodobnie już bez wracania do Ostravy.
Czy zgłoszenie może przyjąć polska policja, czy musi to być czeska - właśnie szukam. Cały ten proces będzie trwał co najmniej trzy tygodnie, po których mój telefon już prawdopodobnie znajdzie się w rękach nowego właściciela. Mam przeogromną nadzieję, że odpowiednio utrudnię mu korzystanie z niego.
Pójdę 20 albo 21 grudnia na komisariat, czy wtedy przyjmą zgłoszenie z 5.12?
Jestem całkiem w nerwach, wkurzona na ten system, który ułatwia złodziejowi drogę, a właściciela telefonu sprowadza do osoby, która musi jeździć, udowadniać, babrać się w tym wszystkim.
Dlaczego, do jasnej cholery, nie mogę się przedstawić w biurze obsługi abonenta, podać wszystkie moje dane osobowe w celu weryfikacji, i zablokować ten cholerny telefon?